Miłosierdzie


18 lutego 2019, 23:43

Chciałbym wam opowiedzieć historię gdzie głównym bohaterem oczywiście będę ja. Było to w roku 2000 tysięcznym. Miastem w którym doszło do tego wydarzenia jest Wrocław. Pamiętam że w dniu tego zdarzenia było bardzo zimno,mróz pozostawał po sobie rano szron na trawie i szybach samochodów jakby chciał powiedzieć że on jest panem,nocy i tego dnia którego nigdy nie zapomnę. Na pewno i w waszym życiu były takie dni które wywarły wpływ na wasze życie. Kiedy tak szedłem chodnikiem mijając most na placu Katedralnym,odczułem nagle jakbym był na statku,chodnik jakby uciekał mi spod nóg,moje nogi stawały się jak z waty a na języku miałem wrażenie jakby było tysiące mrówek. Pamiętam że z pobliskiego sklepu wyskoczyła kobieta z troską w oczach,zastanawiając się,co mi się stało. Muszę wam się przyznać że nie wiele z tego pamiętam,musiałem stracić świadomość. Odzyskałem ją dopiero w karetce która jechała jak szalona w towarzystwie przeraźliwego sygnału który wydobywał się na zewnątrz. I znów ciemność,tak jakbym był zawieszony w próżni. Świadomość nawiedziła mnie dopiero w szpitalu,na izbie przyjęć. Widziałem pielęgniarki które próbowały ściągnąć ze mnie ubranie w celu przeprowadzenia badań i lekarzy którzy z niecierpliwością starali się ustalić diagnozę co do mego stanu zdrowia. Gdzieś w oddali jakby przez echo usłyszałem głos jednej z pielęgniarek,panie doktorze tracimy go. Jakby to było dziś,widziałem na pół przytomnie,jak pielęgniarki wbijają w moje ciało jakieś zastrzyki i wenflon do żyły w ręce, w celu podłączenia kroplówki. Dziwne to było uczucie bo czułem się tak jakby w moim ciele było brak wrażliwości na ból,nie odczuwałem go w ogóle mimo że widziałem że wbijają igły ze strzykawką nawet w okolicy mostka, i znów ta próżnia nie świadomości. Na dobre odzyskałem świadomość na w sali gdzie byłem podłączony do aparatury która jakby odpowiedzialnie trzymała piecze nad pracą mego serca. Próbując wszystkie myśli pozbierać,zastanawiając się co mi się stało,słyszałem w oddali za oknem jak tramwaje kursują w pełnym szyku aby dowieść ludzi w docelowe dla nich przystanki. Przez jakiś moment tak jakbym usłyszał w sobie głos,jakby to było moje drugie ja,usłyszałem,NIE ŻYJESZ DLA SIEBIE ALE DLA INNYCH. Poczułem nagle w sobie ogromny smutek i zapłakałem. Na następny dzień przy wizycie doktor oznajmił mi że miałem zapaść i powiedział że będę miał gościa. Jakie było moje zdziwienie kiedy przyszła dziewczyna ,której wcześniej nie znałem,mając w ręce dwie pomarańcze,zaczęła ze mną rozmawiać. Z rozmowy się dowiedziałem że to właśnie ona wezwała pogotowie,mało tego,zatroszczyła się o mnie jak ten samarytanin miłosierny. Potem już ją nigdy w życiu nie spotkałem. Kochani,nie bójmy się otwierać na ludzi w potrzebie. Czasami wystarczy rozmowa, a ona dużo daje,otoczmy troską ludzi koło siebie,zainteresujmy się nimi. Ja po tym zdarzeniu w szpitalu zrozumiałem że moją misją jest pomagać ludziom,tak zwyczajnie a co jest ciekawe nie mając nic możemy tak wiele.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz